środa, 6 kwietnia 2016

5.04 Baracoa i okolice

Śniadanko na wypasie. Z drugą Pipą i jej siostra pojechaliśmy o 11:30 do ujścia rzeki Yumuri i na plażę nieopodal. Po kilku godzinach, wracając, pomogły doładować mi lokalny telefon. Zostawilismy je nieopodal ich domu i pojechaliśmy zwiedzac muzeum archeologiczne. Po-raż-ka. Ciemna jaskinia, kilka pozostalosci po indianach, wiekszosc eksponatów to repliki. Zplacilismy 10cuc.

Wróciliśmy się wykąpać i pojechaliśmy zobaczyć katedrę w koło głównego parku w mieście. Ciekawostką jest ponoć oryginalny krzyż wbity przez Kolumba w ziemię na znak zgarnięcia nowego lądu. Tuż obok, w Casa de la Trova grał zespół muzyczny. Bachata. Hit sezonu  - moi rodzice też tańczyli. I to nawet z Kubanczykami! Ja też tańczyłem;).

Wróciliśmy po 19 do naszej casy na zamówiona wcześniej kolacje: langosta(homar?), krewetki w panierce i ryba. No i swiezy sok z mango. Ciężko było przejść...

Padał deszcz, wiec ciężko było wyjść na miasto. Wieczór spędziłem na planowaniu dalszej trasy i pisaniu bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz