wtorek, 5 kwietnia 2016

3.04 Zwiedzanie Santiago

Po obfitym śniadaniu wyszliśmy na podbój miasta. Pierwszy przystanek zrobilismy w... kościele baptystow. Otóż było sobie nabożeństwo niedzielne i śpiewano pieśni w rytmach latino! Szok i niedowierzanie. Ludzie śpiewali, klaskali, skakali i tańczyli. Czy nie tak właśnie sie powinno wielbić Boga..?

Zajrzelismy do muzeum karnawału, bo akurat był pokaz rumby afrykanskiej. Oczywiście po 5min. od zapłacenia wstępu pokaz się skończył. A natarczywa tancerka wyskubala ze mnie wszystkie drobniaki. W samym muzeum trochę zdjęć, kilka starych strojów bez opisów.

Kolejny punkt - muzeum zalozone
Przez pana Bacardi. Wszystkiego po trochu tam było: jakies stare narzędzia, obrazy współczesne, etc.

Dalej poszliśmy poza centrum, zobaczyc dawne koszary Moncada. Zjedliśmy lody nieopodal w lodziarni rodem z PRLu, chyba za 1,30zł (3 porcje).

Na koniec odwiedziliśmy ponoć najstarszy dom na Kubie. Dawna rezydencja gubernatora Vasqueza. Bardzo ładnie utrzymany, z wieloma cennymi przedmiotami z Włoch, Francji, Chin.

Popadal tez pierwszy deszczyk... Na koniec dnia pojechaliśmy taxi (z lat pięćdziesiątych) do fortu za miasto na wystrzal armatni.

Przed snem jeszcze zahaczylismy o bar z muzyką na żywo, coby napić się swiezo wyciskanego soku z guajawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz