sobota, 16 kwietnia 2016

16.04 W oczekiwaniu na lot do Moskwy...

Nieco zwariowany poranek: zakup rumu, wymiana EUR na cuc... w sklepie z rumem;). W kantorze byla duza kolejka.

I zaraz mamy wylot do Moskwy.

piątek, 15 kwietnia 2016

14.04 z Viniales do Hawany

Powoli pobyt na Kubie dobiega końca. Dziś śniadanko o 8, spacer po miasteczku, kupno "pierdoletow", kantor. O 14 wyjeżdżamy Viazulem do Hawany, gdzie nasza pierwsza gospodyni Yola zarezerwowala Casa Particular. Niestety u niej było już zajęte.

O 17:30 przywitalismy dworzec w Havanie. Negocjacja taxi (z 10 na 6cuc) i znaleźliśmy się w Centro Habana, odnowionym mieszkaniu kolonialnym.

Kolacja w znanej Los Nardos.

13.04 Viniales

Po śniadaniu poszliśmy zobaczyć wielki mural "prehistoryczny" na skale. Wróciliśmy dwukolowa dorozka. Po drodze zajrzelismy jeszcze na punkt widokowy.

Szybka pizza, drzemka i o 15 wystartowalismy z wycieczka konna(20cuc za osobę). Po 1h zatrzymalismy się nad jeziorkiem, wykąpać się tylko tata.

Nastepnie krótkie oprowadzenie po "ogrodzie" z różnymi roślinami (kawa, kakao, mango, ananas, limonka, pomarańcza, etc.). Oczywiście mozna bylo na koniec kupić kawę, co uczynilismy. Oprócz kawy z ogródka, był też domowy miód.

Kolejne przystanek to kowal podczas pracy i tuż obok finca, gdzie farmer robi cygara na małą skale(1 cuc za 1 szt.). farmer pokazał, jak robi się cygara. Niestety nie na spoconych udach Kubanek...

Ostatnim przystankiem był punkt widokowy, skąd oglądaliśmy zachód słońca. Niezbyt urokliwy, bo bylo dużo chmur. Do Casa particular wróciliśmy zamówionym dla nas taxi.

Prysznic i kolacja w paladar,gdzie spotkaliśmy się z niedawno poznanymi Polakami. Dodatkowo do Viniales przyjechała ekipa salsowa z Krakowa:).

Wszyscy poszliśmy po kolacji do jedynego otwartego miejsca z muzyką na żywo(na głównym placu, wstęp 1 cuc).

15.04 W końcu zwiedzamy Hawane

Zwiedzanie Hawany mamy odbyć z Roberto. Kubanczykiem, który studiował w latach... uwaga:1962-1967 na AGH. Teraz ma 73 lata. Okazało się, że może nie jest najlepszym przewodnikiem, ale niesamowita osobą.

Tak więc udaliśmy się w stronę Starej Hawany po 10.

Tu cala lista standardowych punktów zwiedzania Habana Vieja;). Nie chce mi się teraz wymieniać...

Po drodze kupiliśmy jeszcze kilka cygar, pamiątki.

Wędrówkę zakończyliśmy kolacja niedaleko naszej Casy. Porcje były olbrzymie!!!

Na jutro został zakup rumu
, pakowanie się i o 11:45 jedziemy na lotnisko.

Hasta la vista en Polonia!

wtorek, 12 kwietnia 2016

12.04 Droga do Viniales

Pyszne śniadanko na bogato, 9:20 wyjeżdżamy z Playa Larga.

Sprawnie, w nieco ponad 2h dojeżdżamy do Hawany, gdzie tuż obok dworca autobusowego Viazul oddajemy auto z wypożyczalni.

Po 14 wyjeżdżamy do Viniales. Siedziałem z sympatyczna, starsza Argentynka i 3h minęły bardzo szybko. Viniales robi niesamowite wrażenie!

Dziś już tylko kolacja i załatwianie wycieczki na jutro. Na koniach oraz na rowerach:).

11.04 Z Trynidadu do Playa Larga

Wczoraj dotarłem wieczorem do słynnej dyskoteki w... jaskini.

Rano jeszcze mały spacerek przez Trynidad, weszliśmy tez na wieżę, aby zobaczyć miasto z góry. 10:30 wyjeżdżamy w kierunku Cinfuegos. Nastepnie kierujemy się w stronę Playa Giron. Tam tankujemy i dowiaduje się, gdzie mogę zanurkowac. Jedziemy 11km dalej do Punta Perdiz. Za 25 cuc robie 50min. nur:). Super rafa! Instruktor chyba z 2kg mięsa wziął pod wodę, żeby karmić rybki;).

Ok. 17 jedziemy dalej na północ wzdłuż Zatoki Świń do Playa Larga, gdzie znajdujemy pokoik za 30cuc 2 kroki od morza. Bardzo urokliwe miejsce! Szkoda, że tak krótko tu zostajemy...

Na kolacje jedziemy jeszcze dalej na północ, w stronę fermy krokodyli. Na ferme wstęp 5 cuc, wiec rezygnujemy, ale za to dostajemy rekomendacje, gdzie można zjeść mięso z krokodyla. Kilka km dalej, w przydomowej restauracyjce, zamawiamy 2 dania: krokodyla oraz kraba. Porcje były tak obfite, że w 3 osoby nie zjedlismy wszystkiego. Sok i deserek w cenie. 20 cuc(!).

niedziela, 10 kwietnia 2016

10.04 hacjendy cukrowe i plaża

Wczoraj tańczyłem z pewną sympatyczna Kubanka. Po pierwszym tańcu powiedziała, że tańczę za szybko. Ok. Drugi taniec, staram się z całych sił, próbuje dokładnie trzymać tempo. Na koniec usłyszałem komplement:  "poco mehor" (trochę lepiej). Jaki morał z tej historii? Ano taki, że pomimo opalenizny nigdy nie będę tak naprawdę czarny i nie zostanę Kubanczykiem:(.

Poza tym przez dobra godzinę podrywal mnie (bez skutku!) lokalny tancerz- gej. Ja to mam szczęście...

----
Dziś rano pojechaliśmy do Doliny Trzciny Cukrowej. Najpierw punkt widokowy na dolinę. Dalej bylismy na dawnej wieży do pilnowania niewolników na plantacji trzciny cukrowej i zerknelismy do hacjendy po baronie cukrowym - obecnie restauracja.

Potem kolejne 3 hacjendy. Po drodze 3 guarapy za dezodorant, 3mini pizze za 1 cuc.

Ok 13 dotarliśmy do plaży Ancon.

sobota, 9 kwietnia 2016

9.04 Trinidad i okolice

Hmm... słabo trafiliśmy z noclegiem. Niesympatyczna, gburliwa właścicielka, w środku czuć stechlizne. Szkoda, bo zostajemy tu 3 noce, ale nie chce się nam szukać innej miejscówki przeprowadzac. Rano śniadanie bardzo skromne, choć za 5 cuc.

Szybko robie plan na najbliższe 2 dni i jedziemy na wycieczkę w góry Escambray na północ od Trynidadu. W Topes de Collantes zasięgam informacji o okolicy. Na szczęście po ang. Uff...

Pierwsza część wycieczki to wodospad Vegas Grandes(9cuc osoba). Nienajlatwiejsza trasa, ale daliśmy radę. Punkt widokowy po drodze tez zaliczony. Pod wodospadem można się było kąpać:).

Wracając do auta kupiliśmy banany i kawę od lokalnego pracownika finki kawowej. A wokol mnostwo krzaczkow z kawą.

Kolejny przystanek w Casa de Cafe. Wypilismy 4 pyszne kawy i obejrzelismy a'la eksponaty muzealne, jak się wytwarzalo kawę dawniej.

Na koniec jeszcze ok. 1,5km trasa Jardines del Gigante przez las coby zobaczyć lokalne roślinki(4cuc każdy).

Po drodze do Trynidadu weszliśmy do restauracji El R.... na obiado-kolacje.

Prysznic, ogarnianie i idziemy na schody. Ja poszedlem szukać świątyń santeryjskich. Świątynia Chango jest w remoncie ale tuż obok mieszkala rodzinka wyznajaca Chango i zaprosili mnie do środka, a ich znajomy Meksyksnin tłumaczył to, czego nie rozumiałem pi hiszpańsku. Super! Bardzo pozytywne wrażenie po tych wszystkich nagabywaniach i próbach wyciągania kasy.

A teraz siedzimy na schodach i słuchamy koncertu salsy na żywo:).

Hasta luego!

piątek, 8 kwietnia 2016

8.04 Playa Pilar i jedziemy do Trynidadu

Wstajemy ok.8. Śniadanie w restauracji i jedziemy na plażę Pilar. Najładniejsza w całej okolicy. Po drodze wchodzimy do delfinarium, gdzie oglądamy delfiny za 5 cuc od osoby.

Potem plaża, plaża, plaża... przed 13 wróciliśmy na kwatere, prysznic, kawka z cucuruchu i kierujemy się na Trynidad.

Niedaleko Moron odwiedzamy... farmę krokodyli:).

7.04 Jedziemy z Bayamo do Cayo Coco

Śniadanko zjedlismy za 3cuc w naszej Casa Particular.

Spakowalismy się i poszliśmy choć na chwilę zobaczyć jak żyje miasto. Wymieniłem kolejna partie euro na cuc(1 EUR =1.10 cuc).

Porobilem kilka zdjęć, kupiliśmy sporo pamiątek.

O 10 wyjazd z Bayamo. Po drodze mijamy Las Tunas, Camaguay, Ciego de Avilla. Po drodze piliśmy guarapo-sok wyciskany z trzciny cukrowej. Koszt za 1 szklankę: 16 groszy. Ale wymieniliśmy 1 mydło za 4 szklanki:).

Po drodze zarezerwowalem nocleg na Cayo Coco w "Sito de Guira". Na miejsce dotarliśmy przed 17. Zostawilismy rzeczy i pojechalismy na najbliższą plaże, gdzie zostaliśmy do zachodu słońca.

Wieczorem siedlismy na mojito i cuba libre w naszej miejscowej restauracyjce. Porozmawilem tez chwile z parka z Niemiec. Próbowałem tez zarezerwować nocleg w Trynidadzie, ale 7 Casa particular nie mialy miejsc... pójdziemy na żywioł.

Rodzice poszli spac, a ja na disco do pobliskiego hotelu, gdzie przy zachodniej muzyce bawili się głównie kanadyjczycy. A ja glownie rozmawiałem z kubanczykiem sprzedającym bilety wstępu. W końcu ktoś lokalny gadający po ang.! Ostatecznie wpuścił mnie za darmo do srodka:).

czwartek, 7 kwietnia 2016

6.04 Z Baracoa do Bayamo

Plan na dziś: dostać się do Bayamo i zobaczyć coś ciekawego po drodze. A więc po śniadanku pakujemy się do auta i jedziemy wzdłuż wybrzeża na północ. Mijamy fabrykę czekolady założona ponad 50 lat temu przez komendanta Che.

Pierwszy przystanek nieudany - dojazd do plantacji kakao okazał się zbyt trudny. Jedziemy dalej... droga fatalna! Napotykamy przydrożnego sprzedawcę z ktorym robimy handel wymienny. 3 moje podkoszulki za kulkę z kakao, 2 czekoladki lokalne, 2 słodycze i cucuruchu(lokalny specjał-słodki rożek).

Kolejny przystanek przy parku Alejandro Humbotd. Niestety znowu niewypał. Są 2 wycieczki w ofercie: rundka łódka po zatoce(oglądanie lasow namorzynowych, etc.) Lub 3h spacer po górach o lesie. Nie mieliśmy aż tyle czasu, a na pływanie po zatoce był za duży wiatr.

Jedziemy dalej. Zatrzymujemy się przy 2 szkołach podstawowych, gdzie zostawiłem po garści długopisów oraz mydło. O fotki z dzieciakami oczywiscie.

Przejeżdżamy przez Moa- miasto przemysłowe z fabryka niklu i kobaltu. Droga sie poprawia. Mnóstwo tablic przy drodze z haslami komunistycznymi.

Przejeżdżamy przez miasteczka Alto Cedro i Mayari znane z piosenki "Chan Chan". Jedzcze jeden handelek wymienny: 3 mydła za 2 kiscie bananow i 2 owoce, których nazwy nie znamy.

Ok.18 dojeżdżamy do Bayamo. W naszej Casa Particular nie było miejsca, pomimo wcześniejszej rezerwacji. Cóż, Kuba. Jednak w ciągu 5 min.znaleziono nam inny domek.

Prysznic i wyjście na miasto. Bardzo spokojnie, brak natarczywych nagabywaczy. Zjadlem chyba najlepsza rybkę na Kubie w paladaria "San Salvador". Niestety dziś nic się nie dzieje na mieście... a teraz siedzę w parku i pisze bloga:).

środa, 6 kwietnia 2016

5.04 Baracoa i okolice

Śniadanko na wypasie. Z drugą Pipą i jej siostra pojechaliśmy o 11:30 do ujścia rzeki Yumuri i na plażę nieopodal. Po kilku godzinach, wracając, pomogły doładować mi lokalny telefon. Zostawilismy je nieopodal ich domu i pojechaliśmy zwiedzac muzeum archeologiczne. Po-raż-ka. Ciemna jaskinia, kilka pozostalosci po indianach, wiekszosc eksponatów to repliki. Zplacilismy 10cuc.

Wróciliśmy się wykąpać i pojechaliśmy zobaczyć katedrę w koło głównego parku w mieście. Ciekawostką jest ponoć oryginalny krzyż wbity przez Kolumba w ziemię na znak zgarnięcia nowego lądu. Tuż obok, w Casa de la Trova grał zespół muzyczny. Bachata. Hit sezonu  - moi rodzice też tańczyli. I to nawet z Kubanczykami! Ja też tańczyłem;).

Wróciliśmy po 19 do naszej casy na zamówiona wcześniej kolacje: langosta(homar?), krewetki w panierce i ryba. No i swiezy sok z mango. Ciężko było przejść...

Padał deszcz, wiec ciężko było wyjść na miasto. Wieczór spędziłem na planowaniu dalszej trasy i pisaniu bloga.

4.04 Z Santiago do Baracoa

Rano pakowanie, śniadanie i przed 10 wyszliśmy wymienić pieniądze, kupić wodę i wypożyczyć auto. Do banku nas nie wpuscili ze względu na podkoszulki bez rękawów. Musieliśmy szukać innej Cadeca.

W wypożyczalni okazali się, że nie ma pana, który tam pracuje. Ktoś z firmy obok zadzwonił do niego i mial być za 20min. Cieszylismy się, że po 40 min.w ogóle przyszedł. Po kolejnych 2,5h załatwiania formalności mielismy auto. Hura!

GPS w mojej komórce okazał się być nie do końca sprawny, wiec "manualnie" tata mnie nawigowal.

Pierwszy przystanek w bazylice Matki Boskiej od Miedzi w El Cobre.

Nastepnie wyruszyliśmy w docelowym kierunku- na wschód. Przejechaliśmy przez Guantanamo i słynna droge La Farola-bardzo kręta. Od przydrożnego sprzedawcy kupiliśmy lokalny przysmak w rozkach z liści.

Do Baracoa dotarliśmy juz po zmroku. Udało się dotrzeć na miejsce (Casa Pipa) z pomocą innej Pipy, która mieszkala w podobnym układzie topograficznym.

Późnym wieczorem przeszliśmy się zobaczyć, co się dzieje na mieście i wypilismy po świeżym soku.

wtorek, 5 kwietnia 2016

3.04 Zwiedzanie Santiago

Po obfitym śniadaniu wyszliśmy na podbój miasta. Pierwszy przystanek zrobilismy w... kościele baptystow. Otóż było sobie nabożeństwo niedzielne i śpiewano pieśni w rytmach latino! Szok i niedowierzanie. Ludzie śpiewali, klaskali, skakali i tańczyli. Czy nie tak właśnie sie powinno wielbić Boga..?

Zajrzelismy do muzeum karnawału, bo akurat był pokaz rumby afrykanskiej. Oczywiście po 5min. od zapłacenia wstępu pokaz się skończył. A natarczywa tancerka wyskubala ze mnie wszystkie drobniaki. W samym muzeum trochę zdjęć, kilka starych strojów bez opisów.

Kolejny punkt - muzeum zalozone
Przez pana Bacardi. Wszystkiego po trochu tam było: jakies stare narzędzia, obrazy współczesne, etc.

Dalej poszliśmy poza centrum, zobaczyc dawne koszary Moncada. Zjedliśmy lody nieopodal w lodziarni rodem z PRLu, chyba za 1,30zł (3 porcje).

Na koniec odwiedziliśmy ponoć najstarszy dom na Kubie. Dawna rezydencja gubernatora Vasqueza. Bardzo ładnie utrzymany, z wieloma cennymi przedmiotami z Włoch, Francji, Chin.

Popadal tez pierwszy deszczyk... Na koniec dnia pojechaliśmy taxi (z lat pięćdziesiątych) do fortu za miasto na wystrzal armatni.

Przed snem jeszcze zahaczylismy o bar z muzyką na żywo, coby napić się swiezo wyciskanego soku z guajawy.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Pół dnia w Havanie i Santiago

Śniadanko jemy w naszej Casa Particular. Jajecznica, kawa, sok z guajawy, owoce, bulki i masło. Całkiem nieźle:). Podczas snuadania poznajemy Polke - Natalie, z którą idziemy na miasto.

Havana robi na nas niesamowite wrażenie. Tyle sie dzieje, jest tak oryginalna, że nie wiadomo komu i czemu robić zdjęcia. Spacerujemy po żywych i barwnych uliczkach Havana Vieja...

O 12:45 byliśmy gotowi do odjazdu na lotnisko. O 15:35 lecimy do Santiago. A na zdjęciu poniżej jest nasza taksowka:). Lotnisko - terminal do obsługi lotów krajowych dość prymitywnie wyglądał. Ale bułka z marmolada za 2 cup (32 grosze pln) i mini kawa za 1cup (16 groszy) brzmią niewiarygodnie!

Santiago... temperatura podobna, do miasta jedziemy taxi za 10cuc(10 usd). Nasz nowy gospodarz Juan sympatyczny i pomocny. A jego Casa particular przepiękna! Mieszkamy w muzeum (styl kolonialny) z tarasem na dachu:).

Szybko pojawia się Eric z CS. Sprawia wrażenie bardzo przyjaznego, ale później okazało się, że "żeruje" na ludziach z CS. Podobnie jak cala masa innych Kubanczykow. Ot taki sposób na życie: ja Cię trochę oprowadze, a ty mi wszystko stawiasz.

Tak więc przeszlismy się z Erickiem po centrum, zabrał nas do fajnej restauracji, gdzie za kolacje 4 osób zapłaciliśmy jedynie 20cuc. Potem rodzice wrócili do mieszkania a ja z Erickiem poszliśmy na salsowa imprezę z muzyką na żywo. Gral big band 12-14 odob). Super! I nawet trochę potańczyłem:).

sobota, 2 kwietnia 2016

Norwegia? Czemu nie.. a to dopiero początek!

7:10 planowo wylot z Moskwy do Hawany. Niestety po kilku godzinach zaczęły się komplikacje. Jeden z pasażerów wymaga pomocy medycznej. Załoga decyduje zawrócić juz znad oceanu(czy morza) i kierujemy się niespodziewanie do norweskiego Bado. Prawdopodobnie to lotnisko wojskowe i nasz rosyjski samolot witają uzbrojeni żołnierze. Karetka juz czekała, straż pożarna też(pewnie ze względu na prawie pełne zbiorniki paliwa).

Na lotnisku staliśmy ok.3h, cały czas będąc w samolocie. W końcu wylecielismy. Bagatela - 5h opóźnienia w 12h locie.

W końcu szczęśliwe lądowanie w stolicy Kuby! O 17:30 lokalnego czasu...

Kilka bramek i punktów kontroli do pokonania i jesteśmy przy taśmie z bagazami. Pojawiły się 2... 3... I nic. Potem znowu 2... 3... I nic. I tak czekaliśmy 3h na nasze plecaki. Nawet Kubańczycy zaczeli się denerwować. A na moje pytania, co się dzieje... dlaczego tyle czekamy, odpowiedź była jedna: to jest Kuba.

W końcu po 3,5h od przylotu wyszliśmy z lotniska. Kolejne zadanie-wymienić euro na peso convertible. 2 kantorki i... znowu kolejka! Ale juz po pół godziny miałem lokalne pieniążki. Z taxi poszło gładko. Szybko obnizylismy cenę kursu z 30 na 25 cuc.

22:20 zameldowalismy się w centrum Hawany w  naszej Casa Particular.

Szybki tel.do Yuri'a, któremu przywiozlem parę nowych butów, prysznic i szybkie wyjście na miasto.